Wczoraj na Instagramie, Lu ze Stop Bzdurom przeprowadził relację z aborcji. Jest to kolejne, kontrowersyjne działanie ze strony działaczy kolektywu.
Stop Bzdurom to kolektyw, który chce walczyć z wszelkimi przejawami homofobii, transfobii i queerofobii. Jednym z najgłośniejszych efektów kontrowersyjnych działań grupy, było zatrzymanie członkini - Margot - w związku z prokuratorskimi zarzutami.
- Nikt nigdy nie wywalczył sobie praw, siedząc grzecznie w kącie. Wszystkie rewolucje były splamione krwią osób, które wiedziały, że inaczej nie można. - mówiła aktywistka po zwolnieniu z aresztu. - Mam poczucie, że nie dożyję starości. Czuję, że ktoś mnie w tym kraju zabije. Za każdym razem, gdy ktoś nazywa mnie bojówkarką albo terrorystką, mam poczucie, że ta wizja staje się coraz bardziej realna. Ale nie mam czasu się bać - dodaje w wywiadzie udzielonym dla Vogue.
W obliczu wydarzeń pojawia się pytanie, czy działalność Stop bzdurom to czyste chuligaństwo, nieodpowiedzialność, czy też konieczność w prowadzeniu aktywizmu społecznego w XXI wieku?
Aborcja na Instagramie
Wczoraj, na Instagramie pojawiły się posty innego aktywisty kolektywu, który postanowił przeprowadzić relację z... aborcji. Trudno powiedzieć, na ile działanie było kuriozalnym happeningiem legitymizowanym przez grupę. Z pewnością jednak w tak specyficznym czasie, kiedy Kobiety walczą o prawo do decyzji dotyczącej terminacji ciąży, wystąpienie było wyjątkowo nie na miejscu. Sprowadzanie tematu do poziomu nie najwyższych lotów internetowego spektaklu nie zasługuje na pochwałę i bicie braw. Mimo wszystko staramy się jednak wierzyć, że działanie miało być próbą zwrócenia uwagi na wywołany przez rząd problem.
Na koncie Lu w portalu społecznościowym czytamy m.in. (cytowanie dosłowne):
Super, ucieszyłem się, że miałbym być rodzicem. Zobaczyłem wynik na teście i zrozumiałem, że to wszystko dzieje się naprawdę. Napisałem do drugiej rodzicielki nieistniejącego jeszcze stworzenia, już pewien, że Polska to nie jest miejsce, gdzie chciałbym mieć młode.
W sensie, wyobraźcie sobie, o ile potraficie, że taki wynik na teście ciążowym jest spełnieniem waszych marzeń, ale nie możecie ich zrealizować, bo żyjecie w Polsce, ciężko z hajsem i… żyjecie w Polsce!
W sensie literalnie: gdyby nie to, że w Polsce odmawia się osobom fundamentalnych praw, to może planowałbym młode. No, ale się odmawia. W związku z tym, zarówno ja, moja partnerka, jak i większość moich najbliższych ryzykuje więzieniem przez sam fakt, że uczęszczamy na protesty (a jest jeszcze masa innych powodów, które mogą posłużyć za pretekst za zamknięcie nas).
Więc wszystkie Kaje Godek, Jarosławy Kaczyńskie i wszelkie podobne: jesteście powodem, dla którego się boję mieć dzieci. Chciałbym je mieć – po prostu. Chciałbym mieć dziecko. Chciałbym być rodzicem. Tak strasznie mi przykro, że ze względu na to, jak wygląda świat w Polsce, zwyczajnie BOJĘ SIĘ W CH*J mieć małe.
W sensie, ale nie chcę sprowadzać następnego cierpienia. K*rwa, ja chcę mieć to dziecko, nie chcę kończyć tej ciąży!
Nie ważne jak mówią, ważne żeby mówili?
Rzekoma aborcja nie jest pierwszą próbą zwrócenia na siebie uwagi przez Lu. Zdaniem aktywisty, w październiku ur. doszło w Warszawie do próby wepchnięcia go pod tramwaj.
- Hej osoby, bardzo potrzebuję Waszej uwagi i Waszego działania - pisał aktywista na Facebooku Stop Bzdurom. - Ktoś mnie dzisiaj wepchnął pod tory tramwajowe (...) Strasznie się boję poruszać. Strasznie się boję cokolwiek teraz zrobić. Strasznie się boję tak w ogóle. Bardzo potrzebuję wiedzieć, że nie jestem teraz sam.
Warszawski Zarząd Transportu Miejskiego nie potwierdza zaistnienia zdarzenia.
- (...) na podstawie doniesień medialnych sprawdzone zostały raporty z tego dnia, które nie potwierdziły żadnego zatrzymania mogącego wynikać z opisanej sytuacji, W sprawie tej nie wpłynęło również zgłoszenie ze strony motorniczego - poinformował przewoźnik.
Media, które wówczas skwapliwie podchwyciły temat, równie skwapliwie zaczęły go wygaszać, kiedy okazało się, że działacz ze zdarzenia niczego nie pamięta, a próby rzekomego morderstwa nie próbował nawet zgłosić organom ścigania. Nic więc dziwnego, że zainteresowani tematem zaczęli żądać od Stop Bzdurom udzielenia wyjaśnień. Cóż, są i one:
- Aktywistki są systemowo represjonowane przez policję - jest absurdalne, śmieszne i głupie oczekiwać od nas, że będziemy prosić ją teraz o pomoc - podaje kolektyw w oświadczeniu. - Policjanci to ludzie, którzy działają na zlecenie partii rządzącej i w ciągu ostatnich miesięcy masowo wyłapywali osoby LGBT, aby przetrzymywać je w aresztach, stosować w stosunku do nich przemoc, molestować i ubliżać.
Co się ukrywa za kontrowersją
W zasadzie nie wiadomo czym jest Stop Bzdurom, założone przez Zuzannę Madej (znaną pod ps. Łania) oraz Michała Sz. (ps. Margot). Kolektyw nie jest wpisany do Krajowego Rejestru Sądowego, nie ujawnia żadnej siedziby, a to oznacza, że działalność w świetle prawa nie istnieje. Opiera się w zasadzie na dwóch znanych już twarzach, witrynie w sieci oraz profilach w mediach społecznościowych i... zbiórkach pieniędzy na dużą skalę.
- Wprost zwrócił się do kolektywu z prośbą o wykaz wpływów finansowych z ostatniego roku. Chcieliśmy obejrzeć też faktury, wyciągi bankowe, spis firm, którym zlecano prace, umowy z podmiotami, czyli jakiekolwiek dowody potwierdzające, że pieniądze ze zbiórek internetowych są przeznaczane na cele zgodne z opisem. - ekscytuje się Marcin Dobski w materiale dla tygodnika. - Bardzo szybko otrzymaliśmy odpowiedź, że trwa kompletowanie dokumentów, które zostaną nam ujawnione. Później kontakt się urwał, a nasze kolejne pytania są ignorowane. W związku z tym bez odpowiedzi pozostają wątpliwości natury prawnej.
- Nie mamy nic do ukrycia. Nie będziemy rozliczać się z dziennikarzem. Będziemy rozliczać się z naszą społecznością i osobami, które nas wsparły - ripostowała na antenie Radia Zet Margot.
W ramach zbiórki na Zrzutka.pl zorganizowanej przez Stop Bzdurom, na prawników, dalsze dzikie akcje i wlepy pozyskano kwotę 331.528,46zł. Rozliczenie wpłat zostało opublikowane 21 grudnia ur. na profilu kolektywu na Facebooku. W oświadczeniu czytamy, że udało się wydać prawie 95 proc. zebranych środków.
- Ale nie na to nad czym spuszczała się prawica: seks mamy za darmo, a wegańskie pizze stanowiły mniej niż pół procenta naszych wydatków - napisano.
Według deklaracji, ponad połowa zebranych pieniędzy, tj. 200 tys. złotych, trafiła do Funduszu dla Odmiany i ma być przeznaczona na inne inicjatywy LGBT. Informację potwierdziła Fundatorka Funduszu - p. Aleksandra Muzińska w rozmowie z naszą redakcją. Pozostała część zebranych środków ma wspierać inicjatywy bliskie kolektywowi Stop Bzdurom. Chodzi przede wszystkim o bezpośrednią pomoc transpłciowej młodzieży: opłacenie kosztów diagnostyki, wsparcia psychologicznego czy zakwaterowania osób w kryzysie bezdomności.
Artykuł z tezą? Coś nam nie “styknęło”
Nie będziemy ukrywać, że początkowo zamierzaliśmy stworzyć artykuł z tezą, jakoby kolektyw miał być wulgarną i zdemoralizowaną córką marnotrawną społeczności LGBTIQ+ w Polsce. Zgłębiając temat nabraliśmy jednak wątpliwości, czy negowanie działalności Stop Bzdurom jest słuszne. Co prawda w niektórych epizodach członkom grupy zarzucić można kłamstwo, czy nadużywanie zyskanej popularności, ale z drugiej strony pojawiają się też poważne wątpliwości, czy do tematu należy podchodzić w kategoryczny, jednoznaczny sposób.
Zgadzamy się oczywiście z twierdzeniami przeciwników kolektywu, że czym innym są protesty (wiece, demonstracje, strajk, akcje głodowe, bojkot, itd.), a czym innym niszczenie obiektów kultu religijnego, historycznych, bicie kierowców homofobusów, czy wulgarna, prowokująca poza członków kolektywu, która zupełnie nie wpisuje się w ramy słownikowych definicji protestu. Jako redakcja jesteśmy zdania, że w każdej społeczności bez wyjątku, włączając w to środowisko LGBTIQ+, obok mnóstwa przyzwoitych, funkcjonują też podli, nie zasługujący na szacunek ludzie. Wierzymy przy tym, że to nie budynki sakralne, zabytki, czy samochody z obraźliwymi hasłami są winne rzeczywistości, a ludzie, którzy do takich sytuacji doprowadzili swoim działaniem (vide media, służby, politycy i kler).
Jak to wszystko ma się do przejawów filantropii jaką okazują jednocześnie aktywiści ze Stop Bzdurom? Nie potrafimy znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Z jednej strony wulgarność i chuligaństwo w normach współżycia społecznego są w większości potępiane, ale - jak widać z drugiej strony - przynoszą efekty w formie możliwości wsparcia innych organizacji. Może to faktycznie jest sygnał, że czas na grzeczność i uległość się skończył i nastała pora na dużo bardziej radykalne działania, w których - aby osiągnąć zaplanowany efekt - wszystkie chwyty są dozwolone? Z tym pytaniem Was zostawiamy.